Wyprawa do Doliny Gąsienicowej

Fundacja FAN w Dolinie Gąsienicowej
Fundacja FAN w Dolinie Gąsienicowej

Wyprawa do Doliny Gąsienicowej

Wyprawa „Kulawej stopy” do Doliny Gąsienicowej 08. 11.2018 r.

 

Miesiące snucia marzeń, tygodnie przygotowań, setki obejrzanych zdjęć , przeanalizowane dziesiątki filmów ze szlaku plus konsultacje z tatromaniakami – i jest!  Dolina Gąsienicowa zdobyta! Przyznajemy szczerze, że do samego końca nie byliśmy pewni, czy się uda. Szlak okazał się bardzo, ale to bardzo dla nas wymagający, ze względu na spore kamienie na trasie oraz przewyższenie, które wynosi  480 m (na około 7 km całej trasy).

Przygodę rozpoczynamy od wysiadki na parkingu w Brzezinach, dalej idziemy przez Dolinę Suchej Wody czarnym szlakiem. Pierwsze dwieście metrów jest w miarę łatwe. Cała udręka zaczyna się od pierwszego zakrętu – od razu poczuliśmy na swojej skórze to, co przeczuwaliśmy, oglądając zdjęcia i filmy. Rozpoczyna się ostra  wspinaczka. Trzeba przyznać, że póki co to najtrudniejszy szlak, jaki mieliśmy okazję pokonywać. Szlak prowadzi  przez piękny las, wzdłuż koryta Suchej Wody. Już na wstępnie widać potęgę przyrody, która jest niby mitologiczny Herkules. Na szlaku jesteśmy tylko my – samotnie brniemy ku górze z ciekawością dziecka, ale i z ciągle z kołatającym z tyłu głowy pytaniem „czy damy radę”?  Co kilkanaście minut robimy krótką przerwę, a to na odpoczynek, a to na posiłek albo fotografowanie przyrody. Jest pięknie, ale jesteśmy już bardzo zmęczeni planowaniem każdego posunięcia ze względu na spore kamienie.  Od jakiegoś czasu marzymy, żeby zza zakrętu wyłoniło się już schronisko. Po prawie trzech godzinach jesteśmy u celu – jest wielka radość i duma z siebie, dzielona z koleżanką, która dzielnie służyła nam wsparciem i towarzystwem. Dzielni tatromaniacy (za co im z całego serca dziękuję) pomagają nam dostać się do środka oraz do toalety, w której  próżno szukać przestrzeni dla wózka, zapewne dlatego, że wózkowicze są tu rzadkimi gośćmi. Natomiast żurek, pomidorowa, chleb i szarlotka na ciepło okazują się przepyszne. Po zasłużonym odpoczynku ruszamy dalej i wyżej – jest jesień, a dni są krótkie i trzeba się spieszyć. Bardzo szybko nastaje ciemność i musimy zawracać. I wiecie co? Okazuje się, że to jest najlepsza decyzja! Bliskość gór, wielkość przyrody, gwiazdy na niebie, których nie da zobaczyć się w mieście są obłędne i jedyne w swoim rodzaju. Brakuje tylko 25 stopni na plusie, a byśmy tu zostali do rana, gapiąc się na gwiazdy. Minęło już kilka dni od wyprawy, kiedy to piszę, a piszę z uśmiechem na twarzy, wspominając ten piękny dzień. Na  pewno wrócimy, może tym razem mierząc się ze śniegiem , a może dopiero wrócimy wiosną? Czas pokaże, czy to było szaleństwo, czy prawdziwa pasja.

Ps. Dziękuję wszystkim za miłe słowa i gratulacje oraz okazaną pomoc. Do zobaczenia na szlaku!!!

Udostępnij wpis