Wyprawa do Morskiego Oka zimą

Zimowa Wyprawa w Tatry Fundacja Fan

Wyprawa do Morskiego Oka zimą

Zimowa wyprawa „Kulawej stopy” do Morskiego Oka z użyciem raków, czy hmm…..dorożką? 21. 02. 2018r.

Scenariusz mamy podobny, jak podczas poprzedniej wyprawy: pobudka o czwartej rano, potem wsiadam w samochód i ruszam na szlak.
Tym razem chcemy wziąć pod lupę Dolinę Białej Wody. Z auta wysiadam pełen entuzjazmu.?? Według opisów w necie nasza planowana trasa to krótki szlak i w miarę łatwy, ale w sumie jest zima, a zdarza się, że dla kulawego zrobienie zakupów w markecie okazuje się wyzwaniem. Zmierzam w kierunku szlaku z parkingu po słowackiej strony, który jest bezpłatny dla osób posiadających unijną kartę kulawego. Szarpię się, wtapiam się zimowymi kołami w śnieg, pokonując dystans z prędkością jednego metra na minutę. Niestety w końcu jestem zmuszony przyznać się sam przed sobą, że być może tym razem to trasa i warunki nie dla kulawego.

Myślę, co począć – spontanicznie obieram kurs na Morskie Oko. Parking wygląda podobnie jak poprzedni. Patrzę na dorożki i ze łzami w oczach mówię sam do siebie „tak nie chcę”. Wstęp ulgowy na szlak kosztuje 2,50 zł. Stoję na parkingu, patrzę na szlak i na śnieg…i znów dochodzę do wniosku, że trudno, że to nie dla nas. Wściekły i rozżalony wracam do domu. Nie godzę się z porażką, jak w bajce „Zaczarowany ołówek”, którą oglądałem w dzieciństwie i nagle przychodzi mi do głowy pewna myśl. Mam przecież dobrego kumpla, który jest właścicielem handbike’a turystycznego. Jeszcze z drogi dzwonię do niego.
– Pożyczysz?
– On na to bez wahania: „pożyczę”.
Rozumie mnie doskonale i wie, co chcę osiągnąć, nie tylko dla siebie, ale dla innych kulawych, sam kocha przyrodę i góry, a z drugiej strony wie, co znaczą ograniczenia.
W środę 21.02.2018 r. ładuję się na handbike, przypadkowi turyści pomagają mi wypakować go z auta. Przesiadam się, mój wózek jest już na „plecach”, dziękuję pomocnikom i podążam ku górze, bo dla mnie to góra. Jestem tu pierwszy raz, nawet za chodziaka nie byłem w Morskim Oku, prę w nieznane z wiarą we własną silę i „raki”. Niebo pochmurne, przez mgłę widać ogrom przyrody i fragmenty gór, Wodogrzmoty Mickiewicza – dla mnie piękne, zachwycam się co kawałek widokami, które widzę po raz pierwszy w życiu. Do siódmego kilometra idę jak burza, czasem tylko odpoczywając. Dochodzę do serpentyn i zaczynają się „schody”. Jest bardzo grząsko, szlak rozjechany przez dorożki z turystami, nie wszystkie dorożki używają dzwonków i jadą kłusem, tam gdzie jest zakaz, stwarzając zagrożenie dla pieszych turystów??. Koło napędowe co chwile zakopuje mi się w śniegu. W sumie wiem, że opony mam szutrowe, a nie zimowe, wiem że powinienem mieć innego handbike’a, jestem już tak blisko, staram się ze wszystkich sił dotrzeć pod schronisko, mimo bólu mięśni, który już mi doskwiera i temperatury -7 C. Wtedy pojawia się na mojej drodze małżeństwo z Wielkopolski – oferują pomoc. Myślę sobie: „kurde teraz to naprawdę jest potrzebne wsparcie”. Cóż, może gdybym miał handbike’a explorera, a nie tylko XCR to bez problemu samodzielnie pod schronisko bym dotarł (tak sobie rozmyślam po drodze). Idziemy razem już do końca. Na koniec, po osiągnięciu celu jest mega radość, ale i szczery żal, że samodzielnie nie udało się dotrzeć do samego Morskiego Oka. Do schroniska nie wchodzę ze względu na tłum turystów i oblodzone schody. Następnym razem. Z tego co wiemy to nikt jeszcze w śniegach tego nie próbował. Uczymy się i wyciągamy wnioski. Kolce już zamówione.
Do zobaczenia na szlaku.

→W kwestiach praktycznych: po drodze znajduje się TOITOI.  Do schroniska prowadzą strome schody. Ze względu na warunki zimowe nie sprawdziliśmy więcej
Trudność trasy w skali dziesięciostopniowej oceniam na 10 ze względu na śnieg – zalecam użycie hanbike’a XCR lub EXPLORER ze wspomaganiem, należy też pamiętać o zdrowych oponach śniegowych i odpowiednim ciśnieniu w kołach.

Udostępnij wpis